Po co Ci płodność? Takie pytanie jest równoznaczne z pytaniem: po co Ci zdrowie?
Po to, żeby ŻYĆ, Moja Droga/Mój Drogi, i po to, aby móc kiedyś to ŻYCIE DAĆ DALEJ. Fajnie jest przekazać komuś kiedyś swoje geny, prawda? Szczególnie, jeśli uważasz, że Twój poziom fajności to 11 w skali 10-stopniowej. A nie przekażesz ich nikomu innemu, jak swojemu dziecku. Nieważne, ile masz lat, czym się zajmujesz; nieważne, kim jesteś – warto przeczytać.
Nawet, jeśli:
– jesteś młodą dziewczyną/młodym chłopakiem, myślącymi na tą chwilę raczej o maturze stojącej pod znakiem zapytania;
– jesteś studentką/studentem cieszącym się powiewem akademickiej wolności przyzwalającej różnego rodzaju rozrywkom i używkom;
– dopiero zaczynasz relację w związku i stresem jest myślenie o dniu kolejnym razem, a gdzie dopiero o małżeńskim pożyciu;
– jesteś narzeczoną/narzeczonym i istotniejszy jest wybór sukni/garnituru niż myślenie o potomstwie;
– już jesteś małżonką/małżonkiem, ale rozwój zawodowy jest pierwszoplanowy, bo na dzieci przyjdzie czas;
Pamiętaj: Ty też możesz mieć kiedyś problem w staraniach o ciążę.
Ja wiem, że wiele osób z przykładowo wymienionych powyższych może westchnąć, machnąć ręką albo puknąć się w czoło… ale to prawda!
PŁODNOŚĆ = ZDROWIE
PROBLEMY Z PŁODNOŚCIĄ = PROBLEMY ZE ZDROWIEM
Na niedomogi zdrowotne, w tym problemy z poczęciem dziecka nawet za x lat często pracujemy sami latami! Jak? Proszę bardzo:
– złą dietą (bogatą w produkty przetworzone, ogrom cukrów prostych, sokami i colą zamiast wody)
– stosowaniem używek (papierosów, alkoholu, marihuany, narkotyków, dopalaczy)
– brakiem ruchu (nie licząc ruchu palca przy scrollowaniu telefonu)
– niedosypianiem (mówiąc, że „wyśpię się po śmierci” – fakt, może tu nadejść ona szybko)
– nieradzeniem sobie ze stresem albo złym radzeniem sobie, wylewając Luksusową zamiast łez (stresu nie bardzo da się unikać – ale można go na różne sposoby okiełznać, trzeba poszukać tego właściwego dla każdego).
Praca nad tymi rzeczami to podstawa zdrowia, na którą SAMA/SAM MASZ WPŁYW!
Dodaj sobie do tego to, na co już mamy wpływ indywidualnie mniejszy:
– zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby
– syf i chemia w żarciu (czasem nawet w tym super-ekstra-fantastycznym BIO)
– plastiki wszędobylskie, puszki (często „wydzielają” substancje podobne do kobiecych hormonów)
(Tak, zapamiętaj to, co zawsze powtarzam: żremy syf i oddychamy syfem.)
A ponadto, jeśli zaliczasz się do roczników już z „wygodniejszych lat”, jakimi zdecydowanie stał się przełom lat 80/90 i lata późniejsze, gdzie wszystko co z Zachodu miało wartość lepszą niż zdrowy rozsądek, to zapewne:
– wychowałeś się/wychowałaś się „na pampersach” (ciągłe przegrzewanie jąder chłopców -> problemy z płodnością męską w przyszłości)
– piłaś/piłeś głównie z butelek jeszcze zawierających BPA (bisfenol A – zaburza gospodarkę hormonów płciowych)
– byłaś/byłeś bombardowany przez dorosłych nagłym napływem czeko-żelko-batono-nutellopodobnych słodkości na każdym kroku, przez wszystkich, którzy kojarzyli to z dobrobytem, jakiego sami nie mieli luksusu poznać w dzieciństwie i nie mieli takiej świadomości żywieniowej, jaka jest obecnie.
Zsumuj sobie, Moja Droga/ Mój Drogi, to wszystko – tragedia, co? Nie tylko może być tragedia ze zdrowiem ogólnym, ale również ze zdrowiem prokreacyjnym w przyszłości, o którym być może w ogóle jeszcze nie myślisz. A dobrze byłoby zacząć o nim myśleć. Bo wtedy, kiedy zaczniesz się o dziecko starać – za miesiąc, rok, 5 czy 10 lat, może być za późno. Może wtedy już zostaniesz zaliczony do grupy tych 15-20% par w Polsce doświadczających problemów z zajściem w upragniona ciążę – problemów z niepłodnością. MAŁO TEGO – może nawet się uda – bach! Złoty strzał i dwie kreski na teście. A co z dalszym utrzymaniem ciąży? Jedno poronienie, dwa, trzy… Problemy z utrzymaniem ciąży, to też problem z prawidłową płodnością.
A nawet, gdy wszystko ciążowo „pójdzie” cacy i po drugiej stronie brzucha powitasz już różowego bobasa – nie wiesz, w jaki komplet genów go wyposażyłaś/wyposażyłeś: jakiej jakości była twoja komórka jajowa i twój plemnik przez to, jak się prowadziliście i jak bardzo swoje zdrowie – a teraz i zdrowie swojego dziecka – mieliście gdzieś?
Jeśli nawet teraz nie wyobrażasz sobie być rodzicem – może jednak kiedyś zechcesz? Zechcesz tak bardzo, że będziesz stawała/stawał na głowie i rzęsach po to, aby zrobić wszystko, co w Twojej mocy, by spłodzić potomka. A co, jeśli Twój czas zdrowotnej rekompensaty już minął? Pomyśl o tym – nie za pół roku, rok czy 10 lat. Pomyśli perspektywicznie. Pomyśl DZIŚ. A Twoje dzieci będą Ci kiedyś za to wdzięczne.
PS. Oczywiście, są sytuacje ograniczonej płodności u kobiet i u mężczyzn i problemów z utrzymaniem ciąży, na które nie mamy wpływu, jak m.in. wady wrodzone narządów rodnych, leczenie nowotworowe i uszkodzenie macierzystych komórek rozrodczych (radioterapia, chemioterapia), wypadki komunikacyjne (uszkodzenie przysadki mózgowej, jąder itd.), choroby współistniejące, mutacje genów. Celem powyższego tekstu było przede wszystkim uświadomienie grupy osób aktualnie nie planujących poczęcia dziecka, którzy nie zwracają uwagi na swoje nawyki szkodzące zdrowiu.